Kasztany i żołędzie to jednak fajne zabawki. Są nawet ciekawsze niż wszystkie autka i klocki , które Wiktorek ma w domu:)
Najlepszą zabawą okazało się rzucanie kasztanami ze schodów na dół. Wygląda to tak, że Wiktorek stoi na górze i zrzuca jeden kasztan za drugim, a mama musi stać na dole, łapać je do pudełka i przynosić znowu na górę :) i tak ciągle i wciąż :) póki Wiktorkowi się nie znudzi :) Mama nie potrzebuje żadnych dodatkowych treningów, gdyż synek odpowiednio dba o jej kondycję :)
Dobrze, że przynajmniej telewizor nie oberwał :)
Zabawa zabawą, ale trzeba bacznie obserwować małego urwisa, aby czasem żaden kasztan nie wylądował w jego buzi ani brzuszku :)
Jak to mówią: TRZEBA MIEĆ OCZY DOOKOŁA GŁOWY!!!
"Niech żyją farby, kredki, nożyczki oraz klej!
Miś strasznie się ubrudził, lecz wcale się nie nudzi...
Miś strasznie się ubrudził, lecz wcale się nie nudzi...
Trzy śliczne zrobił kwiatki
i cieszy się, że hej :)"
(Puchatkowe mruczanki, Wycinanki)
Nasz Miś Wiktorek miał dziś okazję wypróbować nową technikę plastyczną - stemplowanie!
Dostał:
- kartkę z uśmiechniętym żołędziem
- brązową farbę
- korek od butelki od wina
- piękny fartuszek.
Tak przygotowany przystąpił do pracy. I tu zaczęła się pierwsza klapa :( Wiktorek zamiast stempelkować maczał tylko korek w farbie. Na nic zdawały się próby odbicia go na kartce.
Gdyby tego było mało, Wiktorek pomyślał chyba, że to czekoladka i postanowił wkładać namoczony w farbie korek do buzi :( Kolejna katastrofa!!! Na dodatek wiecznie narzekał na ubrudzone paluszki :(
Kiedy już byłam bliska rezygnacji z dzisiejszej pracy, nagle stał się cud. Moje modlitwy zostały wysłuchane i jakimś cudem Wiktorek zaczął współpracować :) uff
Widocznie potrzebował czasu na zastanowienie się czy gra jest warta świeczki :)
Maczał korek w farbie i odbijał na kartce z narysowanym żołędziem. Trzy umoczenia i jedno odbicie :) i tak cały czas, aż do ukończenia dzieła.
Bitwa stoczona, praca wykonana.
Efekt nawet nawet , jak na dzisiejsze przeboje :)
Wydawałoby się, że stemplowanie to żadna sztuka. Nic trudnego! Wystarczy umoczyć stempelek w farbie i odbić na kartce.
Jednak dla mojego 16- miesięcznego już Wiktorka wcale nie było to takie oczywiste.
Być może miał dziś gorszy dzień (chyba będzie się pojawiał kolejny ząbek do kolekcji), może mu się nie chciało, a może tak się z nami tylko droczył, bo przecież w ostateczności pracę wykonał :)
A może wszystko łącznie zebrane złożyło się na dzisiejsze stempelkowe szaleństwo? :)
Jednak porażki nas nie zniechęcają, a wręcz przeciwnie motywują do dalszego eksperymentowania.
Niebawem okaże się, czy stempelki rzeczywiście nie przypadły Wiktorkowi do gustu, czy jednak Mały Miś tak tylko udawał :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz